Obowiązująca obecnie w Polsce ustawa regulująca kwestie związane z prawem autorskim nie jest dokumentem prawnym, który rozwiązywałby wszystkie, a przynajmniej większość, problemów, jakie zrodziły się w Polsce na gruncie rozwoju technologii, przepływu informacji oraz coraz bardziej znaczącej roli internetu w życiu codziennym.
Problemy, jakie pojawiają się zarówno w życiu codziennym, jak i czystej dyskusji akademickiej, wynikają najczęściej z zapisów związanych z tzw. dozwolonym użytkiem chronionym. Szczególnie w tym właśnie zakresie obowiązujące przepisy są przestarzałe oraz wyjątkowo mało precyzyjne, rodząc tym samym szczególnie dużo wątpliwości. Obecnie obowiązujące przepisy są, zdaniem wielu prawników, mało elastyczne, nie biorąc pod uwagę nowych rozwiązań.
Obecnie obowiązujące przepisy prawa autorskiego można w utworach przytaczać fragmenty rozpowszechnionych już utworów lub całość drobnych utworów pod warunkiem, że cytowanie takie jest uzasadnione koniecznością nauczania, wyjaśniania, krytycznej analizy. Wydawać by się mogło, że przepis ten pozwala wykorzystać fragment lub całość tekstu w opracowaniu krytycznonaukowym lub w toku analizy, przy założeniu że cytat ten nie jest powodowany chęcią zaoszczędzenia sobie pracy czy powiększenia objętości tekstu, a jest konieczny, by wesprzeć argument naukowy lub podkreślić ze szczególną siłą fragment dzieła cytowanego. Ważne jest również wyraźne wskazanie cytatu, z podkreśleniem źródła.
Przepis ten można bardzo dokładnie zastosować w przypadku pisania artykułu krytycznonaukowego, w momencie, gdy w jego treść wplatamy treść dzieła literackiego czy innego tekstu naukowego. Problem pojawia się jednak w sytuacji, w której ów „cytat” nie jest cytatem literackim, lecz po prostu przytoczeniem dzieła muzycznego czy filmowego. Jak bowiem interpretować przepis, gdy mówimy o publicznym odtworzeniu dla potrzeb edukacji pliku dźwiękowego bądź filmowego zaczerpniętego ze źródeł internetowych.
Jednym z popularniejszych źródeł jest portal Youtube.pl. Okazuje się jednak, że korzystanie z niego nie jest takie oczywiste. Coraz częściej słyszy się bowiem o artystach, którzy – względem tego konkretnego źródła – zgłaszają zastrzeżenia i wnoszą o usuwanie utworów z jego zasobów. Publiczne odtworzenie takiego filmu może zatem stanowić wykorzystanie okoliczności, w której ktoś wcześniej dokonał naruszenia praw autorskich.
Problem będzie tym większy, jeżeli takie odtworzenie tekstu nie będzie miało miejsca w toku zajęć edukacyjnych, a na przykład w czasie warsztatów, za które prelegent pobiera wynagrodzenie.
Nie tylko filmy i muzyka publikowane w internecie generują podobny problem. Kłopotliwe są także teksty pisane. Wydawać by się mogło, że wystarczającym warunkiem cytatu jest zamieszczenie linku do cytowanego tekstu. Tymczasem i to nie jest praktyka przez prawników oceniana jednoznacznie. Spotkać się można z trojakim postrzeganiem takiego stanu rzeczy. Zdaniem jednych, publikacja linku stanowi wystarczające odesłanie do cytowanego utworu. Inni uważają, że podanie źródła poprzez odnośnik w formie linku jest korzystaniem nieuprawnionym. Trzecia droga jest pośrednia: specjaliści utożsamiający się z tą postawą twierdzą, że zamieszczenie linku do utworu może stanowić podstawę do wszczęcia postępowania odszkodowawczego jako forma wyrządzenia szkody twórcy i nakłanianie do naruszenia praw autorskich. Dotyczy to zwłaszcza sytuacji, w której – tworząc odsyłanie do tekstu – nie mamy zgody właściciela strony internetowej.
W każdym z powyższych przypadków związanych z ochroną praw autorskich i możliwości korzystania z zasobów internetu, problemem jest niemożność weryfikacji pochodzenia utworów w sieci się znajdujących. Ostrożność nakazuje zatem, by – tworząc własne teksty, w oparciu o „wygooglane” źródła – korzystać wyłącznie ze stron, co do których mamy pewność działania w zgodzie z wolą autorów. Bazować więc warto na oficjalnych stronach mediów i wydawnictw, by zminimalizować ryzyko naruszeń. Warto pamiętać jednak i wówczas, że zagrożeń nie eliminujemy całkowicie nawet wówczas.
Zawsze warto zachować zdrowy rozsądek. Często, by mieć czyste sumienie i problem z głowy, wystarczy zapytać autora o możliwość skorzystania z jego dzieła, by taką zgodę uzyskać.